Dying Light - pierwsze wrażenia!
Witajcie!
Przedstawię Wam teraz MOJE WŁASNE pierwsze wrażenia, odczucia, z rozgrywki w Dying Light.
Ale od początku. Czym właściwie jest ta gra? Dying Light to gra akcji zawierające w sobie elementy survival horroru, taki miks Dead Island i Mirror's Edge. Rozgrywka prowadzona jest z perspektywy pierwszej osoby, tzn. że świat obserwujemy "oczami" naszego protagonisty. Świat gry jest naprawdę bardzo dobrze zbudowany, mapa jest duża, ale nie wielka, co nie znaczy że ciągle będziemy odwiedzać te same miejsca (nie mówię tutaj o Wieży czy siedzibie Raisa), wręcz przeciwnie, przemieszczając się po mieście ciężko jest odczuć nudę i monotonie, ze względu na dynamikę poruszania się - skoki, wspinaczki, wślizgi - wszystko jest zrobione może nie idealnie, ale naprawdę bardzo dobrze!
Na uwagę zasługuje także system rozwoju postaci, wprowadza to lekko erpegowy klimat do gry. Naszą postać rozwijamy w trzech kierunkach, niezależnie zbierając punkty doświadczenia dla każdego drzewka, są to Survival, Zręczność i Siła. Survival pozwala nam np. wytwarzać nowe przedmioty i bronie, siła odblokowuje nam nowe ataki czy zwiększa poziom zdrowia, zręczność natomiast pozwala na zdobycie nowych zdolności przemieszczania się po mieście, jak wślizg, odbicie się od zombiaka itd.
Czas na słów kilka o walce - nie miałem jeszcze przyjemności skorzystać z broni palnej w tym tytule, ale walka wręcz prezentuje się... No nie ma źle, ale fajerwerków też nie zobaczymy, poza podstawowymi atakami, mamy kopnięcia i o ile zombiaki potrafią same się przewracać o własne nogi, tak po kopniaku rzadko kiedy zdarzy im się upaść, w większości przypadków stoją oni twardo na nogach. Oczywiście broni w grze jest od groma, od gazrurek po miecze. Oprócz tego dochodzą ataki dystansowe tj. różnego rodzaju gwiazdki do rzucania, koktajle mołotowa, flary, petardy. Shurikeny później możemy wytwarzać ulepszone o dodatkowe elementy żywiołowe - tj. ogień i lód (nie mam pojęcia jak z elektrycznymi, ale w drzewku nic na ten temat nie ma napisane), więc możemy stworzyć gwiazdki zapalające, wybuchowe i zamrażające (uwaga przy dwóch pierwszych, zapalony przeciwnik może podpalić butle z gazem, natomiast wybuchy potrafią zwabić szybkie wirale, które będą nas gonić nawet po dachach).
W mieście rozłożone są też różne pułapki - lampy UV palące niektóre zombie, czy ponabijane kolcami barykady na które nasi oponenci mogą zostać nabici. Poniżej macie filmik pokazujący jak to wszystko wygląda w praktyce.
Oprócz tego mamy system craftu i ulepszeń, np. możemy podczepić kilka przewodów i baterie do metalowej rurki, aby otrzymać swego rodzaju paralizator. Ot mała rzecz, a cieszy. Oczywiście przedmiotów do wytworzenia jest od groma: apteczki, wytrychy, bronie, mikstury zwiększające czasowo nasze umiejętnośći.
Gra oferuje nam także system dnia i nocy, i o ile w dzień nie powinniśmy mieć problemu z przedzieraniem się przez miasto, tak w nocy jest już troszkę ciężej ponieważ zombie stają się o wiele silniejsze, ponadto możemy spotkać "lunatyków" których za wszelką cenę radzę unikać.
No i nadszedł ten czas, kiedy to trzeba powiedzieć to, czego nie chciało się mówić. Dialogi, dubbing i postaci. Otóż o ile dialogi nie są jeszcze takie złe, a postaci wyraziste i widać że mają swój charakter, to polska lokalizacja leży i kwiczy. Postacie wymawiają swoje kwestie jak dzieci w podstawówce podczas recytacji wiersza, chociaż i tam spodziewałbym się większych emocji. W dialogach brakuje ekscytacji, zaangażowania i wszystkiego czego może brakować. KURWA! Tym jednym słowem i to odpowiednio wypowiedzianym jest więcej uczucia niż we WSZYSTKICH dialogach w całym Dying Light. Ponadto mam wrażenie że głosu wszystkim postacią pobocznym udzieliła głosu grupa czterech, może pięciu aktorów. Mało tego, mamy tutaj swoisty przykład ataku klonów. Mogę zrozumieć postaci z którymi nie wchodzimy w interakcje, albo nawet ocalałych których raz na jakiś czas musimy obronić na mieście przed zombiakami - to są NPC które mogą się nie różnić od siebie, bo nie spotykamy ich tak często, ale dlaczego do jasnej cholery mają oni twarze postaci które odgrywają jakąś rolę w całej grze. Później postaram się Wam przedstawić to o co mi chodzi. Ileż to ja razy w pierwszych kilku godzinach gry zastanawiałem się: "Co do chuja? Przecież dopiero co gadałem z tym typem w Wieży i brałem od niego zadanie, a teraz ten sam patafian, w tych samych ciuchach siedzi na drugim końcu miasta w którymś z bezpiecznych ośrodków".
Podsumowując, gra nie jest najgorsza, ba - jest dobra. Natomiast powtarzające się postaci i totalnie skopana polska lokalizacja potrafią odrzucić na moment od tej produkcji, chociaż i tak wrócimy do niej, bo po prostu daję ona na tyle frajdy, aby odsunąć na bok jej niedoskonałości. Pod względem graficznym jest śliczna, i chociaż gram na średnio wysokich detalach, bez włączonych upiększeń nVidii, to gra jest ładna, a nawet bardzo ładna. Trzeba przyznać że panowie z Techlandu zrobili to co obiecywali, ale nic poza tym. Następnym razem radzę się trochę przyłożyć do tematu polskiego dubbingu, ponieważ jest to karygodne, aby POLSKA gra, najsłabiej wypadała we własnej, rodzimej lokalizacji. Czasami myślę że pod-tytuł "Good night, good luck" nie odnosi się do poziomu trudności gry w nocy, a do tego że autorzy od początku wiedzieli że dużo osób może tej produkcji powiedzieć właśnie "dobranoc" czy też "powodzenia..."
MOJA OCENA: 7/10
PS Z wielką chęcią pograłbym w multiplayerową wersję Dying Light, coś w typie DayZ. Ponieważ gra ma potencjał, aby na podstawie jej świata stworzyć taką właśnie produkcję. Tak więc chłopaki - DO DZIEŁA! :)
Komentarze
Prześlij komentarz